Archiwum bloga

niedziela, 15 marca 2015

angielski koszmar

Właśnie się wprowadziliśmy do nowego mieszkania. Jest trochę stare, przeszło już swoje, o czym świadczą wyniszczone meble. Nasz entuzjazm wzrósł, gdy odkryliśmy, że owo mieszkanie posiada dwie łazienki i dwie kuchnie, wypas! Nie będzie tak źle.
Nagle usłyszeliśmy przytłumiony hałas z głębi mieszkania. Ktoś chodzi po naszym mieszkaniu! Wyraźnie słyszymy kroki! Przerażenie w oczach... powolutku, na paluszkach skradamy się do łazienki i co widzimy? Nie jednego intruza, ale 3! 4! 5! Okazuje się, że nasza łazienka jest do użytku publicznego, kuchnia również. Każdy mieszkaniec naszego budynku może z nich korzystać. Jestem zdruzgotana, wychodzę na zewnątrz, jest  ciemno i ponuro - znowu będzie padać. Próbuję zagadać do napotkanych ludzi, potrzebuję pomocy, bo właśnie sobie uświadomiłam, że jestem bezdomna (mieszkanie w domu ze wspólną łazienka i kuchnią to już jak schronisko dla bezdomnych), ale nikt nie zwraca na mnie uwagi. Wszyscy kręcą się bez sensu jak zombie, w alkoholowym odurzeniu. Wracam do mieszkania, Y. gdzieś zniknął! Uświadamiam sobie, ze zostałam sama... Próbuję się pocieszyć zajadając waniliowy budyń - nie pomaga... Nie mam na nic ochoty, nie chce mi się nawet zmywać starego lakieru z paznokci. Zastanawiam się co mogło by ukoić mój wewnętrzny ból i rozpacz, ponieważ jestem w tej cholernej Anglii, na dodatek sama. Zdecydowanie nic mi nie pomoże. Przypominam sobie, że w tym samym miasteczku mieszkają moje dwie kuzynki, ale jakoś nigdy nie było czasu by się z nimi spotkać, no tak - wiecznie praca, praca, praca. Udam się do centrum by je odnaleźć, może znajdą dla mnie chociaż chwilę. Jeśli nie one to kto mi pomoże?  Ukroje troszkę mojego sernika, wezmę też kilka moich nieziemskich czekoladowych muffinek, muszą zadziałać, przez żołądek  do litości yyyy to chyba nie tak leciało. Anyway! Muszę znaleźć jakiś sposób by się wydostać z tego piekła!  Na dodatek właśnie dzisiaj  moja mama wylatuje z powrotem do Polski. Udaję się na przystanek autobusowy by się z nią pożegnać. Już tam na mnie czeka wraz ze swoimi dwiema starszymi siostrami. Żegnam się z mamą, jest mi cholernie przykro, że musi lecieć. Wymieniami parę ostatnich zdań, radzi mi bym wzięła troszkę więcej ciasta dla wujka. Ah! Mama zawsze o wszystkich pamięta, ale chwila chwila! Przecież wujek nie żyje. Nie zdążyłam już jej tego powiedzieć bo odjechała swoim autobusem na lotnisko.
Zadzwonię do niej później spytać się jak przebiega podróż, jej samolot odlatuje o 12:25, mam czas.
Czekam na przystanku na autobus do centrum. Szare, ciężkie chmury powoli przesuwają się nad moją głową, psia krew! Znowu bedzie padać! Co za depresja!
Nadjeżdża jeden z tych dwupiętrowych czerwonych śmierdzących autobusów, pełny, standard, odjeżdża. Czekam i czekam, wkurza mnie widok granatowego nieba, o! Jedzie autobus! Dziad się nawet nie zatrzymał! Autobus najwidoczniej był przepełniony. W chwilę później podjechał kolejny. Wsiadam, na parterze wszystkie siedzenia zajęte, idę do góry i ze zdumieniem stwierdzam, że znajduje się w luna parku? Wtf!? I każdy z podróżnych obserwuje popisy czteroletniego chłopca, który z małpią zręcznością wślizguje się w dwudziestometrową, zwiniętą w ślimaka zjeżdżalnię. Czego to nie wymyślą w dzisiejszych czasach, porypani Anglicy...
W końcu dojechalam do centrum! Niestety był już wieczór, więc każda napotkana osoba była w głębokim "party" nastroju, nachlani angole to tu to tam, Polacy spacerujacy wężowym szlakiem.... Łoooo matko! Help! Help! Somebody help me? Chcę  do domu... Nie wytrzymuję i zalewam się łzami. Podchodzi do mnie ciapaty, kuźwa! Co ten ciapuch chce?! (Przepraszam, ale życie w UK sprawiło, że stałam się rasistką). Coś do mnie mówi po ciapacku i pisze białą kredą na chodniku, bazgrze te swoje arabskie szlaczki od prawej do lewej. Co to? Rachunek za taxi! Jakże by inaczej, tyle tylko, że w wersji z epoki kamienia łupanego.
Tego już za dużo...
 Jestem tu sama, bez rodziny, bez przyjaciół, na dodatek w otoczeniu nachlanych angolów i Polaków, co to zapijają smutek z tęsknoty za krajem, a nad głową stoi jeden taki co to dopiero wyszedł z jaskini pakistańskiej.
Pękam, szlocham ryczę jak opętana i jak małe dziecko, kładę się brzuchem na chodniku i walę pięściami. Moim łzą końca nie widać. Czuję, że zaraz zwariuję...
Do moich uszu dociera irytujący, jednostajny hałas.
Otwieram oczy, ah to budzik! Dzięki Bogu to był zły sen, kolejny z serii angielski koszmar....
Jak to dobrze być we własnym łóżku, we własnym domu. Zza żaluzji przedzierają się promyki słońca, ptaszki śpiewają, zapowiada się piękny dzień!

"Według wiary waszej niech wam się stanie".
Ewangelia Mateusza 9,29

piątek, 13 marca 2015

nałóg

Muszę się przyznać - jestem uzależniona...
Na początku zaczęło się niewinnie, robilam to raz na jakis czas i sprawiało, że czuję się zrelaksowana i szczęśliwa. Powodowało, że nie potrafię przestać się śmiać.... zresztą każdy z moich znajomych to robił i nie było w tym nic złego. Ale mi nie wystarczało, zaczelam to robić codziennie! Czasami nawet po kilka razy! Nieważne było co zjem, czy mam jakieś obowiązki, po prostu dalej chciałam to robić. Świat zewnętrzny stał się dla mnie obojętny.  Doprowadzilam się do takiego stanu, że przestalam wychodzić z domu, a pozniej nawet z łóżka...

O czym mowa? O "binge watching"! Co to jest? Jest to oglądanie seriali ciągiem, po wiele odcinków, czasami nawet po wiele sezonów. Intensywnie i w krótkim czasie. "Binge watching" można przetłumaczyć jako "szał oglądania".

Moja przygoda z serialami zaczęła się już na studiach, gdy w końcu miało sie dostęp do internetu... Na początek "Friends", znany przez wszystkich serial o grupie przyjaciół z Manhattanu. Obejrzałam wzdłuż i wszerz wszystkie 10 sezonów i nie było mi dość! Nawet teraz widząc pojedyncze odcinki wyświetlane w TV ciężko mnie odciągnąć od ogladania!
Nie wiedziałam jak sobie poradzić i z tęsknoty do "przyjaciół" wciagnelam się w obsesyjne ogladanie "That '70s show" (Różowe lata siedemdziesiate). Serial opowiadający o grupie amerykańskich nastolatków. Obejrzałam wszystkie 8 sezonów... ale to  chyba nie było to...
Moje życie znowu było kolorowe, gdy moglam obejrzeć praaaawie wszystkie sezony "South Park", niestety nie wszystkie nad czym ubolewam, planuje powrót do oglądania, ale boję się popaść w "ciąg"...
W miedzyczasie ogladalam to i tamto, ale chyba nie warte wspominki.

Jeszcze większe problemy się zaczęły, gdy okazało się, że Y. tez jest "binge watcherem"!
Poczatkowo pare odcinków jakiegoś tam serialu...naprawde nie wygladalo to groźnie...znowu parę odcinków  i całe popołudnia gdzieś przepadły.

I odkryliśmy "Game of thrones"! Niech mi nikt nie mówi, że nie zna "Gry o tron". Od pierwszego odcinka stalismy się fanatykami, maniakami! Uzależnieni od śledzenia losów rodziny Starków zarywalismy noce! Nasze życie ograniczylo się do prostego schematu: praca, jedzenie, game of thrones i spac. Nasze rozmowy, na ktore i tak brakowalo czasu pomiedzy jednym a drugim odcinkiem, ograniczaly sie tylko do rozmow o filmie. Kto zginie nastepny? Kto umrze? Co się wydarzy w kolejnym odcinku?! Analizowalismy charakter kazdego bohatera z osobna, a do naszego słownictwa na stale weszły teksty żywcem wzięte z filmu, typu "you know nothing Jon Snow", "valar morghulis" itp. Ciągle nucilismy muzykę  filmowa z tematycznym "tutu tutu tu tu tutu tu tu...." :) ciagle ! Ale 3 sezon szybko się skończył; ( W oczekiwaniu na 4 sezon Y. przeczytal wszystkie ksiazki na podstawie, których powstal film. Ja w miedzyczasie wkrecilam sie w kolejny serial...Wikingowie! ale po kolei! Oczywiscie 4 sezon GofT mamy juz zaliczony i teraz w napięciu oczekujemy na wielki dzień! 12.04.2015!
Arya rulez! Czy Jon Snow dojdzie jakims cudem do władzy? A może fire and blood....?

 Mieszkając w UK pewnego razu oboje straciliśmy prace. Dopiero co sie przeprowadziliśmy na nowe mieszkanie, więc internetu brak, tv brak, radia brak, ksiazek kilka, na dodatek przeczytane. Nietrudno było mnie namówić na kupno calej serii dvd "Bing Bang Theory" (Teoria wielkiego podrywu). Komedia o kalifornijskich geniuszach. I znowu się zaczęło! 6 sezonów pochlonietych w parę dni!
Nastepnie "How i meet your mother"-powiedzmy sobie komedia romantyczna i "Two and half men", komedia o bogatym alkoholiku ruchaczu? Ale to już nie było to, film zabawny, ale nie na tyle bym nie mogła się oderwać od ogladania.

Życie ponownie nabrało sensu dzięki mej siostrze, która poleciła mi serial "Vikings" (dzięki siostra - po 3 odcinkach znowu jestem w cugu...). Ragnar Lothbrok nie padnie jak Khal Drogo po ugryzieniu muchy, w koncu jest tytulowym bohaterem! Swietny film! Polecam! Nr 2 po GOT. Teraz żyje od czwartku do czwartku - w oczekiwaniu na kolejny odcinek udostepniony na necie...
No, ale ileż można czekać? Nie wiem jak to się stało, ale wkrecilam się w
"the Walking dead". Film pelen absurdów i pomyłek przy produkcji, ale wątek naprawde potrafi wciągnąć! Żywe trupy wryly mi się w mózg! Zombie śnią mi sie po nocach! A na co dzień z Y. analizujemy nasza sytuacje, położenie i co bysmy zrobili gdyby nagle nas zaatakowały zombie! I czym byśmy je zabijali, tzn. gdy widzimy jakiś pręt, duzy noz, cos ostrego to od razu nasze rozmowy schodza na temat "walking dead"!...marzy mi się samurajski miecz Michonne...no, ale znowu trzeba czekac na wychodzące odcinki... i tak od poniedziałku do poniedziałku.

Od wczoraj wpadlismy w kolejny ciąg - "Breaking bad", caly pierwszy sezon pochłonięty. .. historia o nauczycielu chemii, któremu właśnie stuknela 50 i dowiaduje się, że ma raka płuc. Żona w ciąży, prawie dorosly syn ma jakas wade i chodzi o kulach, szwagierka pielęgniarka, a szwagier policjant do spraw narkotyków. I nasz bohater wpada na pomysł, że w ostatnich dniach życia dorobi się majatku produkując narkotyki. Już od poczatku wszystko śmierdzi hollywoodzka prokucja, ale cholewka! Wciaga! Na tyle, że wczoraj pominelam odcinek ukochanych wikingów i dzisiaj musiałam walczyć na "kamień, papier, nożyczki" czy bedziemy oglądać wikingów czy umierajacego chemika...i tak po 5 sezonach w końcu umrze, więc po co oglądać! Ale juz za późno! Wkrecilismy się i z tego też powodu piszę dzisiejszego posta! Jestem usprawiedliwiona za niepublikowanie postów przez kolejne pare dni ;p

Jaki z tego wniosek? Stupid stupid girl! Wzięła by sie za naukę greckiego, do pracy by poszła! Ksiazki by jakies sensowne poczytala, slownictwo by swoje rozwinęła, bo pisze jakieś bzdurne blogi na poziomie dziewczynki z podstawówki! Nie czyta, nic nie wie, elokwencji brak, a pozniej dziwuje się sama sobie, ze  nie wie jak i o czym z ludźmi rozmawiać... a w tej pustej głowie placza sie tylko myśli typu: czy Khaleesi wypuści swoje smoki? Czy Ragnar dotrze co Francji? lub najbardziej absurdalne - czym mogłabym zabić zombie... bez komentarza

A Wy jakie seriale ogladacie? ;p

wtorek, 10 marca 2015

pizza, urodziny, śpiewający pies

Heloł! Czas na kolejne relacje z mego życia. Czas pędzi jak szalony, dnie mkną jeden za drugim, zdecydowanie doba jest za krótka!
W piątek znowu robiłam paznokcie, tym razem dla teściowej. Ten tydzień był paznokciowy ;) busy.
No i cieszyłam się z powrotu Y.

W sobotę wieczorem udaliśmy się z rodziną do pizzerii. Niby nic nadzwyczajnego, ale dlaczego o tym pisze? Otóż pizzeria ta serwuje proste, obfite, tanie i niebywale smaczne dania jakich wcześniej w życiu nie jadłam. Ja standardowo zamówiłam pizzę, reszta ekipy makaron z sosem. I to co im podano wprowadziło mnie w stan ...zazdrości ;) na sam widok ślinotok! Duuuuży, podłużny talerz z makaronem w czerwonym sosie, podany z plastrami szynki i bekonu, a na samym topie roztopiony, żółty ser! Duuużo sera! Smak niebywały! Sos lekko słodkawy z aromatem cynamonu i goździków! Rozpływało się w ustach! I wyszło na to, że zamiast zjeść moją pizzę (która również była znakomita), podjadałam innym z talerza... Podano nam również frytki, chrupiące, które także na topie miały roztopiony żółty ser! Z pizzerii wyszłam pełna, jak świnka :)
Więc polecam Pizza RiMiNi, przy ulicy Akrotipiou 105.
Cena za duża pizzę 11,5 €, duży talerz spaghetti 6€.
Kiedyś Was tam zabiorę :)

W niedzielę odbyła się impreza urodzinowa siostrzeńca, właśnie skończył 3 lata.
Impreza na okolo 45-50 osób. W miejscu a'la restauracja/kafeteria w której znajduje się "małpi gaj" dla dzieci. Ponoć to teraz w modzie. Jedzonko, tort i duuuuż hałasu :) Restauracja znajduje się poza miastem na wzgórzu z przepięknym widokiem na okolicę. Robiłam za rodzinnego fotografa, więc dzielę się z Wami wrażeniami, oto widok!


Patra! Pięknie, nieprawdaż? 

Ten tydzień rozpoczął się również ciekawie, zapowiadają się zmiany!
Teściu naprawił maszynę do szycia, wie coś na ten temat, bo wiele lat temu miał swój własny mały biznes, szył materace do łóżek. Ponownie powracam do mojego hobby i szyję :) Zaczęłam od zmniejszenia rozmiarów kołdry. Tutaj w Grecji śpi się trochę "innaczej" :) Standard ścielenia greckiego łóżka wygląda następująco: prześcieradło na materac, drugie prześcieradło pod którym się śpi, na to kupna kołdra i podczas zimy dodatkowo koc. Plus oczywiscie poduszki pod głowę  :) tutaj prostokątne, podłużne. Niestety nie potrafię tak spać. Kręci mi się tysiąc rzeczy wokół nóg, jakieś koce, nie koce, w nocy się szarpię o skrawek koca, podczas gdy mega duża kołdra osunięta jest na dywan, a prześcieradło zwinięte w kłębek, gdzieś w rogu łóżka.... rano dostaję nerwicy - znowu trzeba pościelić całe łóżko.... łooo matko! 
Tutaj standard wymiarów kołdry to 220 na 240 cm, jakoś tak, i jest naprawdę megalaśna. Polski standard poszewki na koldre to okolo 180x190 cm, więc teraz rozumiecie dlaczego skracam i szyję kołdrę. Ah! Gdyby ktoś miał zamiar mnie odwiedzić to będę wdzięczna za przywiezienie mi kompletu pościeli, bo tutaj wszędzie sprzedaja prześcieradła i... prześcieradła... poszewka na kołdrę to rzadkość.

Aerobik! W poniedziałek zaczęłam chodzić na aerobik! Razem z teściową. Teściowa jest najstarszą uczestniczą, ja najmłodszą, mimo to teściowa dotrzymywała nam kroku przez całą godzinę! Jestem pełna podziwu! Bo ja się trochę zsapałam i spociłam. Kurs odbywa się w poniedziałek, środę i sobotę wieczorami, trochę ruchu się przyda :)

Wczoraj i dzisiaj odbylam swoje pierwsze samodzielne rozmowy telefoniczne z obcą osobą :) jestem bardzo dumna :) na dodatek wszystko rozumiałam!  Telefonicznie zapisalam sie na profesjonalny kurs manicure po ktorym otrzymam uprawnienia i dyplom. Kurs rozpocznie sie od przyszlego tygodnia, więc muszę sie teraz skupić na nauce, poszerzyć moje słownictwo. Mam nadzieję, ze wszystko pójdzie ok. Muszę mieć nadzieję :) Mieszkając w Anglii, czesto nie potrafiłam rozszyfrować ani słowa z tego angielskiego bełkotu, tutaj w Grecji słowa brzmią jak muzyka... sylaby tak latwo sie układają w całość - da się zrozumieć. Po 2,5 miesiecznym pobycie w Grecji moim jedynym problemem jest ograniczone słownictwo i akcent. Ale to da się nadrobić :)
A!A! Rowniez muszę sie pochwalić, że samodzielne zakupy nie są mi straszne! Potrafię już sama udać się do sklepu z kosmetykami i dyskutować na ich temat, a to już  wyższa szkola jazdy! To nie to samo co sklep odzieżowy, gdzie mozesz się  spytac tylko o inny rozmiar :)

Dzisiaj będąc w centrum Patry, przechodziłam koło ulicznego muzyka. Siedział na ławce i grał na akordeonie. A śpiewał. ..pies! :) tak, tak! Obok na lawce siedzial przeslodki piesek typu tlusty Pikuś i wyl do rytmu muzyki :) sweeeeeeet!
Było to takie słodkie, że az się wróciłam by rzucić parę  "groszy" dla psiaka. Jak się okazało ulicznym muzykiem jest Polak! Rozmawialiśmy przez chwilę, mieszka tu juz od 13 lat i ma rodzine, zarabia grając. Na "do widzenia" zagral mi piosenke "Kasztany" Nataszy Zylskiej :) powszechnie znaną z wykonania E.Górniak.
   Skąd wiedział, ze uwielbiam akurat tą piosenke?! :)

Edyta Górniak - Kasztany: http://youtu.be/Mu9g2UtQJi8


niedziela, 8 marca 2015

Greckie dowcipy

Idzie blondynka parkiem i widzi papuzke na drzewie,
 myśli "biedna papuzka" po czym ja łapie.
Trzyma papuzke i myśli "biedna papuzka, co zrobic z biedna papuzka? Co zrobic z papuzka?".
 Widzi policjanta i mowi "Panie policjancie prosze mi pomóc, znalazłam papuzke, ale nie wiem co mam z nia teraz zrobić..."
Policjant: "Jak to co, mozesz ja zabrac do zoo".
Blondynka:"ah! Tak, macie racje!"
Drugiego dnia policjant przechodzi parkiem i widzi ta samą blondynkę siedzącą na ławce i trzymającą ta samą papuzke.
"Co tu ro robicie z tą papuzka? Czy nie doradzilem, by zabrać ją do zoo?"
"Tak, tak! Wczoraj bylam z nia w zoo! Dzisiaj zabiorę ją do kina."
:)

Milosniczka natury, fanatyczna ekolozka wybrala sie do parku.
Usiadla na parkowej lawce i podziwia przyrodę.
Siedzi i nagle spadł na jej kolana ptaszek. Ptaszek był lekko...obsrany, więc obtarla z niego kupke i wypuscila.
Po chwili spadł kolejny ptaszek, ten rowniez byl... brudny, wiec go wytarla i wypuscila.
Sytuacja się powtorzyla, spadl obesrany ptaszek, wytarla, wypuscila.
Dziewczyna siedzi na ławce, a tu spada nastepny ptaszek z kupka, nastepny i nastepny... Więc dziewczyna z milosci do natury wyciera ptaszki i je wypuszcza.
Nagle z góry słyszy głos :"Kolezanko? czy nie masz moze troche papieru toaletowego, bo wlasnie ptaszki sie skonczyly..."

czwartek, 5 marca 2015

Dzień 4! :)

Jak nie urok to sraczka! Znacie to powiedzenie? :)
Otóż  dzisiaj rano się budzę i nie potrafię otworzyć lewego oka! Ręką sięgam do oka - strup! Idę do łazienki i widze Quasimodo, dzwonnika z Notre-Dame! Caaaałe oko zaropiałe i spuchnieęte jakby mi ktoś przywalił! Oh! Co znowu? Poszłam  do teściowej po rumianek, bo jak każda grecka pani domu ma rumianek, i robię okłady.
 Na dodatek od tygodnia jestem przeziębiona, obolale gardło, ropa na migdałach. W poniedziałek podczas podróży autem nieźle mnie przewialo i dodatkowo przestalam słyszeć na lewe ucho. Dzisiejszą noc przespałam na lewym boku, więc wnioskuję, że infekcja przeszła na oko. Nie wiem, nie jestem lekarzem, ale wujek Google mówi, że to są objawy zapalenia ucha środkowego u małych dzieci....malutka już nie jestem, ale kto wie, może wujek G. ma racje? ;)
Ponieważ w UK uzbieralam dużą kolekcję przeróżnych medykamentow z Pl, lek na zapalenie ucha środkowego też się znalazł w mojej domowej apteczce :) wiem, wiem, jestem jak stara babcia, mam pół apteki w domu :D
Popołudniu poszłam do siostry Y. zrobić jej pazurki i mi mowi, że tutaj w Grecji starsi ludzie, w tym jej babcia zwykli mówić, że jesli budzisz sie z opuchnietym i zaropiałym okiem oznacza, że za kimś tęsknisz i wkrótce zobaczysz tą osobę :) ....
I teraz gwóźdź programu! Y. jest z powrotem w domu!
Ekspress army! :)
Wojsko zaliczone! Już nigdy mnie nie opuści!  

środa, 4 marca 2015

Stereotyp leniwego Greka

Czy grecy są leniwi? Absolutnie nie! Chcesz zobaczyć prawdziwego leniwca? Jedź do Anglii! W życiu nie widziałam bardziej rozleniwionych leniwców jak te rude buraki z UK 😬 właściwie na temat angolów powinnam poświęcić odrębny post, no ale nie potrafię się powstrzymać od komentarza. Anglicy nie szanują pracy - jak nie ta to inna. Anglik jest spóźnialski, często zasypia lub w ogóle nie przychodzi do pracy, bo po co? A jak już przyjdzie do pracy to i tak nic nie robi, oj przepraszam! Robi! Rozmawia z innymi anglikami :/

Grecy - mogą sprawić wrażenie leniwych, gdy my obcokrajowcy przyjeżdżamy w słoneczne lato i widzimy, że wielu z nich po prostu siedzi, gdzieś w cieniu i nic nie robi. Kafeterie pełne ludzi pijących kawę i wtedy pojawia sie pytanie - to kto pracuje? Otóż w Grecji jest inny system pracy od znanego nam w Polsce. Tutaj poniedziałki i środy pracuje się tylko do południa, potem luz blues. Pozostałe dni też do południa, a popołudniu znowu idą do pracy, wychodzi z tego 40 godzin, czasami więcej (jeśli ktoś pracuje również w soboty). Więc mają czas na siedzenie.
 Bardzo często, nawet w centrum ruchliwego miasta, można się spotkać z typowym obrazkiem z widokówki - staruszek/staruszka siedząca na krzesełku w zacienionej uliczce.... Co nie może? Co ma robić biedna babcia? Siedzieć w domu i umierać? Pogoda super to się dotlenia. U nas takie widoki są rzadkością, chociaż....jeszcze parę lat temu w rodzinnej wsi mojej Mamusi - Kleśniska, wszystkie ławki po obu stronach ulicy były zalegane, czy to oznacza, że  wieś miała leniwych mieszkańców? Nieeeee :D
Grecy! Powalają swoim luzackim podejściem, bez stresu, jak nie da się czegoś teraz zrobic to nie szkodzi, można później. Zawsze jest czas jutro... no i dobrze, tego trzeba sie od nich uczyć - luzik, bez stresu i będziemy żyć dłużej i zdrowiej. Tego trzeba im pozazdrościć! Podejścia do życia z uśmiechem!

Popularnym tu widokiem są też kobiety krzątające się w obrębie posesji domu, w szlafroku około godziny 12. Nie oznacza to, że jest to leniwa kobieta i dopiero co się obudziła. Greczynki mają taki styl, że w domu chodzą w szlafroku, podomce :) powiedzmy sobie to ich domowy uniform. Bardzo czesto sprzątają w piżamach, bo są one luźne i wygodne jak dres... ale czemu nie robią tego w dresie - jeszcze nie znam odpowiedzi. Greczynki są bardzo praktyczne, ciągle coś robią, od samego rana, ciągle gdzies je widać, że albo wywieszaja pranie, albo znowu coś myja/podlewaja wodą z węża ogrodowego . Nawet jak się spotykają z sąsiadami na plotki to ich ręce są czymś zajęte, np. Coś tam wyszywają lub robią na drutach. Lubią łączyć przyjemne z pożytecznym.
Jeśli Grek ma pracę to ja szanuje, znam nawet takich, którzy są pracoholikami!
A jak ktoś nie ma pracy no to cóż, w domu siedzieć nie będzie, idzie na kawkę, bo to nie majatek i przesiaduje godzinami w kafeterii plotkując czy dyskutujàc na temat polityki.
Tak jak wszędzie są też leniwce! Przykład nr 1 leniwiec płci żeńskiej który przyjechał do nas, gdy jeszcze byliśmy w UK i przez 4 miesiące siedziała na chacie, bo się pracować nie chciało.
Przykład 2 leniwiec sąsiad, który miał nam zrobić szafę, miał już zapłacone, zwlekał z pracą 3 tygodnie... bez powodu
Mimo tego teściową to nie zraziło, złożyła kolejne zamówienie, drzwi, oczywiścia ta sama historia - czeka już kilka tygodni.
Przykład nr 3 - hydraulik, ponoć przyjaciel rodziny... Źle wykonał pracę u nas w łazience, złożyliśmy reklamacje, przyszedł, pooglądał i stwierdził, że przyjdzie jutro. Oczywiście kilka dni już minęło, a hydraulika jak nie było tak nie ma...
Jeśli lista się poszerzy to dam znać, uzupełnię ;)
...
Czas na uzupełnienie!  Moje wrażenia po pół rocznym pobycie? Tak, Grecy są leniwi... Zbyt często tu się słyszy "warieme" czyli po prostu "nie chce mi się".
Grecy są opieszali i zawsze mają czas. Coś co ma być zrobione na dziś, odkładają na jutro...a najlepiej na pojutrze... a generalnie to po co to robić? Komu się śpieszy? Wszystko na luzie i bez stresu!
A może ja zbyt wiele od nich wymagam???

Dzień 3

Dzień pracy! W mniemaniu greckich kobiet - bardzo ciężkiej pracy! Sprzątanie, pranie, zakupki, gotowanko, paznokcie, paznokcie, paznokcie! Miałam kolejne klientki! Oh! I lubię co robię😁 sobie też  takie pazury odwalilam, że nie potrafię przestać sie na nie patrzeć! Zawsze wiedziałam, że chce zostać artystką... no co? Pędzelkiem od lakieru też mozna namalować arcydzieło  😊

Dzisiejsze hasło brzmi:
Jeśli jedna osoba potrafi coś zrobić - każdy  może się tego nauczyć!


Dzień 2

Dosyć  ciężki dzień... obiecałam  sobie, że nie będzie żadnych narzekań, no ale cóż pytacie co u mnie więc: zatrulam sie kiełbasą od teściowej i miałam dzień pełen przygód w toalecie.... kiełbaska zjedzona poprzedniego wieczoru, grilowana zalatywala troszkę... była zjełczala no... a ja glupiutka i grzeczniutka, bo nie chciałam tesciowej odmówić, zjadłam... noc nieprzespana i dzień powiedzmy kolorowy. No, ale już jest dobrze. Żyję :) Teściowa powiedziała,  że zjadła tej kiełbaski więcej niż ja i nic jej nie dolega, więc moje dolegliwości pewnie z tęsknoty za Y. :) więc jednak można uschnąć z tesknoty ;) Wniosek nr 2 trzeba być asertywnym!
Wczoraj popołudniu miałam kolejną  klientkę na paznokcie, powolutku i do przodu :) kolekcjonuje fotki, wkrótce pojawi się profil na fb!

wtorek, 3 marca 2015

Tajemnica greckiej salatki

Grecka salatka to po grecku horiatiki salata co oznacza po prostu wiejska.
Bedac jeszcze w Polsce pamietam, ze kupna/zamowiona salatka grecka zawierala wszystko! Wszystko co mozna by sobie wyobrazic! Sałatę, przeróżne warzywa, nawet kukurydzę i byla doprawiona sosem vinegre, fuj!
Jakie było moje zaskoczenie, gdy tutaj w Grecji okazalo się, ze owa sałatka jest tak prosta i zarazem smaczna aż szok! Otóż głównymi składnikami są pomidor i ogórek, pokrojone w talarki, plasterki, doprawione solą, pieprzem, bazylią i obficie polane oliwą z oliwek, mniam! Pychota! A najlepsza częścią posiłku jest tak zwana papara, czyli maczanie świeżego pieczywa w oliwie....
To jest  najprostsza wersja sekretnej salatki, domowa i skromna. Oczywiscie zawsze, ale to zawsze na greckim stole znajduje się feta, więc każdy sobie ją skubnie według swych potrzeb.
Wersja tej salatki, ale podana w restauracji moze zawierac dodatkowo cebulę, paprykę, oliwki, a feta z reguły jest podana w postaci wielkiego plastra na topie tejże sałatki.
I to by  było na tyle ☺ caly sekret! A! Salatka, ktora w swym skladzie zawiera sałatę ma juz inną nazwę w menu restauracji, wtedy jest to maruli salata, czyli salatka z salaty :)

Starożytna Olimpia

Miasto, a raczej miasteczko Olimpia znajduje się w zachodniej części Półwyspu Peloponez. Obecnie zamieszkane przez około 11 tys. mieszkańców.

Stadion w Olimpii jest miejscem, gdzie historia przemawia do nas szczególnie dobitnie - to tutaj co 4 lata, na znak rozpoczęcia kolejnych igrzysk, rozpala się za pomocą promieni słonecznych ogień olimpijski. To tutaj odbywały się w 776 r.p.n.e. pierwsze starożytne olimpiady. Pierwsze igrzyska były jedynie lokalnym wyścigiem w biegach, później doszły wyścigi konne i zapasy oraz konkursy poetyckie i muzyczne. Powoli Olimpia zyskała na popularności, po obu stronach zachowanej do dziś bieżni gromadziło się 20 tysięcy widzów. W 720 r.p.n.e. zadecydowano, że zawodnicy będą występować nago oraz wykluczono kobiety spośród widzów. Igrzyska były powtarzane przez ponad tysiąclecie.
Współczesne Igrzyska Olimpijskie zostały wznowione w 1896 roku w Atenach i również odbywają się co 4 lata, ale w różnych krajach. Wyjątkiem był rok 1916, gdy trwała I wojna światowa oraz lata 1940 i 1944, w czasie II wojny światowej.

W pobliżu stadionu znajdują się ruiny antycznego kompleksu, wcześniej znajdowała się tutaj między innymi świątynia Hery z VII w.p.n.e. oraz świątynia Zeusa, wzniesiona w V w.p.n.e., gdy igrzyska cieszyły się wielką sławą.
W niewielkiej odległości od stadionu znajduje się Muzeum Igrzysk, Muzeum Archeologiczne oraz Stare Muzeum Archeologiczne.




Źródło: Przewodnik National Geographic, Grecja, Wydanie 2, uaktualnione, Wydawnictwo G+J RBA, Redekcja E. Turyn, s.128-133


poniedziałek, 2 marca 2015

Dzień 1

Przede mną 9 długich miesięcy bez Y. Miejmy nadzieję, że czas w miarę szybko minie i nie uschne z tęsknoty. Z nudów raczej nie umrę, czeka mnie wiele pracy, przede wszystkim nauka języka. Jak narazie robie ogromne postepy, juz po 2 miesiecznym pobycie w Grecji potrafie samodzielnie skladac dluzsze zdania i prowadzic normalna konwersacje, oczywiscie gramatyka jeszcze kuleje i zasoby leksykalne wciaz ograniczone, ale wszystko da sie nadrobic, mam czas. Po drugie bede prowadzic moje blogi, ten i drugi poswiecony moim kulinarnym eksperymentom. Dodatkowo chcę zalozyc profil na fb poswiecony mojej obecnej pracy, czyli paznokcia (ja kobieta pracujaca, zadnej pracy sie nie boje). Mysle, ze warto by bylo rowniez zrobic troche biżuterii na sprzedaż. Chciałabym też  rozwijać swoje umiejętności krawieckie, póki co maszyna teścia czeka na naprawę, jesli sie nie doczekam to kupie nową. Kolejna sprawa - naprawdę chciałabym psa, na razie jestem na etapie pochlaniania informacji jak rozpoczac domową tresure i jakich bledow unikac przy wychowywaniu szczeniaka.
Co jeszcze,2 razy w tygodniu bede chodzic z teściową na aerobik, w pozostale dni szybkie, intensywne spacery lub gimnastyka w domku (w zaleznosci od pogody). Raz w tygodniu mam prywatna lekcje języka greckiego, od maja ilość lekcji się zwiekszy. Generalnie czeka na mnie duuuuzo ksiazek do przeczytania, duzo wiedzy do odświeżenia, szczegolnie tej z geografii, historii i polityki. Wiele rzeczy do zrobienia, wiele do nadrobienia.

Dzisiaj o godz. 9:30 Y. wszedl do jednostki wojskowej w Kalamacie.
Prawdopodobnie 20 marca będzie mieć przysięgę.
O wakacje się  nie martwcie, jestem teraz sama więc  Wasze odwiedziny są jeszcze bardziej pożądane, potrzebuje towarzystwa, szczególnie teraz. Bedzie mi naprawde milo oprowadzajac Was po zakatkach Patry.
Pomiedzy Patra a Kalamata jest okolo 3,5 godz. drogi. Z moim tesciem wyszlo 5 :) zbladzil z tysiac razy, ale to nic! Coz ja to dzisiaj widzialam z okien pedzacego samochodu? Otoz starozytna Olimpie! Tak to mniej więcej wygladalo:


Siedzialam w tym aucie jako pasażerka i jak glupia suszylam zęby cala drogę. Co za szalony i nieogarniety kierowca, hehe. Wybralismy sie w podroz bez znajomosci trasy, bez mapy czy GPS. Udalo by nam sie dojechac szybciej do celu, gdyby ufał znakom drogowym, i skrecal tam gdzie należy. Gdy juz raz zgubilismy drogę  to zaczął sie zatrzymywac po 2,3 razy w jednej wsi by spytać się  o kierunek, ale to nic - nie słuchał wskazówek miejscowych :) W drodze powrotnej powinno być latwiej, ale historia sie powtorzyla juz po 20km od Kalamaty :) Dla mnie ok, bo zwiedzilam chyba wszystkie mozliwe wsie zachodniego Peloponezu, podziwialam widoki, ale tesciu byl niesamowicie zmeczony i znerwicowany.


Ewelina w Grecji

I stało się się - zostałam słomianą wdową... Nie lubię marnować  czasu, więc na życzenie moich przyjaciół postanowiłam założyć bloga, powiedzmy w formie  pamietniczka, by ma rodzinka, przyjaciele i znajomi byli na bieżąco z moimi newsami. Pisanie odrebnych maili jest czasochłonne i często  zdarza mi się, że w tym miksie maili, smsów, rozmów na skypie nie pamietam czy już  poruszałam jakiś tam temat z konkretną osobą. Dodatkowo dostarczę Wam moi drodzy trochę rozrywki, ponieważ wielu z Was uśmiało się do łez  czytając  moje "egipskie pamietniczki" :)
Skąd nazwa mego bloga? Otóż  od kilku lat mieszkam to tu to tam i nigdy nie wiadomo gdzie znowu trafię. Życie można sobie planować, a ono i tak często nas zaskakuje. Nie oznacza to, że mamy takowych planów nie robić! W życiu należy sobie wyznaczać cele, ale czasami trzeba się uzbroić  w cierpliwość by do nich dotrzeć. Bez wyznaczonego celu, bez marzeń życie staje sie puste i bezwartościowe. Osiągnięcie wyznaczonego celu przynosi radość i satysfakcję oraz motywację do dalszego działania :) Tak właśnie jest moi drodzy ☺ Według mojego noworocznego postanowienia będę sie uczyć optymizmu i przekazywać go Wam, temu również ma służyć ten blog. Mam nadzieję, że miło Wam się będzie czytać i dam Wam chociaż odrobinę radości.
Przy okazji dowiecie się  wielu ciekawych rzeczy o które niejednokrotnie mnie pytano, jak: czy język grecki jest trudny, jak zrobić grecką sałatkę, czy Grecy są leniwi, czy Grecy są brązowi, jak pić ouzo, co dobrego jedzą Grecy, gdzie warto się udać będąc w Grecji, kiedy najlepiej udać się do Grecji i najważniejsze - jak najtaniej i najłatwiej tu dojechać/dolecieć  (czyt. odwiedzić  mnieeeee 😊). Opiszę również co mnie zaskoczyło, gdy przyjechałam  tu po raz pierwszy i co mnie wciąż zaskakuje.
Ze względu na to, że pragnę Wam przekazać troche "słoneczka", nie zabraknie ciekawych cytatow z różnej literatury dodajacej otuchy, nadzieji i uśmiechu na twarzy, nie zabraknie również tych z Nowego Testamentu, gdyż wiara czyni cuda☺

Cytat na dzisiaj:
"Cokolwiek potrafisz lub myślisz, że potrafisz - rozpocznij to. 
W odwadze kryje się geniusz, potęga i magia"
Goethe