Archiwum bloga

niedziela, 15 marca 2015

angielski koszmar

Właśnie się wprowadziliśmy do nowego mieszkania. Jest trochę stare, przeszło już swoje, o czym świadczą wyniszczone meble. Nasz entuzjazm wzrósł, gdy odkryliśmy, że owo mieszkanie posiada dwie łazienki i dwie kuchnie, wypas! Nie będzie tak źle.
Nagle usłyszeliśmy przytłumiony hałas z głębi mieszkania. Ktoś chodzi po naszym mieszkaniu! Wyraźnie słyszymy kroki! Przerażenie w oczach... powolutku, na paluszkach skradamy się do łazienki i co widzimy? Nie jednego intruza, ale 3! 4! 5! Okazuje się, że nasza łazienka jest do użytku publicznego, kuchnia również. Każdy mieszkaniec naszego budynku może z nich korzystać. Jestem zdruzgotana, wychodzę na zewnątrz, jest  ciemno i ponuro - znowu będzie padać. Próbuję zagadać do napotkanych ludzi, potrzebuję pomocy, bo właśnie sobie uświadomiłam, że jestem bezdomna (mieszkanie w domu ze wspólną łazienka i kuchnią to już jak schronisko dla bezdomnych), ale nikt nie zwraca na mnie uwagi. Wszyscy kręcą się bez sensu jak zombie, w alkoholowym odurzeniu. Wracam do mieszkania, Y. gdzieś zniknął! Uświadamiam sobie, ze zostałam sama... Próbuję się pocieszyć zajadając waniliowy budyń - nie pomaga... Nie mam na nic ochoty, nie chce mi się nawet zmywać starego lakieru z paznokci. Zastanawiam się co mogło by ukoić mój wewnętrzny ból i rozpacz, ponieważ jestem w tej cholernej Anglii, na dodatek sama. Zdecydowanie nic mi nie pomoże. Przypominam sobie, że w tym samym miasteczku mieszkają moje dwie kuzynki, ale jakoś nigdy nie było czasu by się z nimi spotkać, no tak - wiecznie praca, praca, praca. Udam się do centrum by je odnaleźć, może znajdą dla mnie chociaż chwilę. Jeśli nie one to kto mi pomoże?  Ukroje troszkę mojego sernika, wezmę też kilka moich nieziemskich czekoladowych muffinek, muszą zadziałać, przez żołądek  do litości yyyy to chyba nie tak leciało. Anyway! Muszę znaleźć jakiś sposób by się wydostać z tego piekła!  Na dodatek właśnie dzisiaj  moja mama wylatuje z powrotem do Polski. Udaję się na przystanek autobusowy by się z nią pożegnać. Już tam na mnie czeka wraz ze swoimi dwiema starszymi siostrami. Żegnam się z mamą, jest mi cholernie przykro, że musi lecieć. Wymieniami parę ostatnich zdań, radzi mi bym wzięła troszkę więcej ciasta dla wujka. Ah! Mama zawsze o wszystkich pamięta, ale chwila chwila! Przecież wujek nie żyje. Nie zdążyłam już jej tego powiedzieć bo odjechała swoim autobusem na lotnisko.
Zadzwonię do niej później spytać się jak przebiega podróż, jej samolot odlatuje o 12:25, mam czas.
Czekam na przystanku na autobus do centrum. Szare, ciężkie chmury powoli przesuwają się nad moją głową, psia krew! Znowu bedzie padać! Co za depresja!
Nadjeżdża jeden z tych dwupiętrowych czerwonych śmierdzących autobusów, pełny, standard, odjeżdża. Czekam i czekam, wkurza mnie widok granatowego nieba, o! Jedzie autobus! Dziad się nawet nie zatrzymał! Autobus najwidoczniej był przepełniony. W chwilę później podjechał kolejny. Wsiadam, na parterze wszystkie siedzenia zajęte, idę do góry i ze zdumieniem stwierdzam, że znajduje się w luna parku? Wtf!? I każdy z podróżnych obserwuje popisy czteroletniego chłopca, który z małpią zręcznością wślizguje się w dwudziestometrową, zwiniętą w ślimaka zjeżdżalnię. Czego to nie wymyślą w dzisiejszych czasach, porypani Anglicy...
W końcu dojechalam do centrum! Niestety był już wieczór, więc każda napotkana osoba była w głębokim "party" nastroju, nachlani angole to tu to tam, Polacy spacerujacy wężowym szlakiem.... Łoooo matko! Help! Help! Somebody help me? Chcę  do domu... Nie wytrzymuję i zalewam się łzami. Podchodzi do mnie ciapaty, kuźwa! Co ten ciapuch chce?! (Przepraszam, ale życie w UK sprawiło, że stałam się rasistką). Coś do mnie mówi po ciapacku i pisze białą kredą na chodniku, bazgrze te swoje arabskie szlaczki od prawej do lewej. Co to? Rachunek za taxi! Jakże by inaczej, tyle tylko, że w wersji z epoki kamienia łupanego.
Tego już za dużo...
 Jestem tu sama, bez rodziny, bez przyjaciół, na dodatek w otoczeniu nachlanych angolów i Polaków, co to zapijają smutek z tęsknoty za krajem, a nad głową stoi jeden taki co to dopiero wyszedł z jaskini pakistańskiej.
Pękam, szlocham ryczę jak opętana i jak małe dziecko, kładę się brzuchem na chodniku i walę pięściami. Moim łzą końca nie widać. Czuję, że zaraz zwariuję...
Do moich uszu dociera irytujący, jednostajny hałas.
Otwieram oczy, ah to budzik! Dzięki Bogu to był zły sen, kolejny z serii angielski koszmar....
Jak to dobrze być we własnym łóżku, we własnym domu. Zza żaluzji przedzierają się promyki słońca, ptaszki śpiewają, zapowiada się piękny dzień!

"Według wiary waszej niech wam się stanie".
Ewangelia Mateusza 9,29

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz